Było nawet trzech chińsko-kubańskich generałów, którzy odegrali kluczową rolę w rewolucji kubańskiej. W Hawanie wciąż stoi pomnik poświęcony Chińczykom, którzy walczyli w rewolucji. Jednak w latach pięćdziesiątych chińska społeczność na Kubie już się zmniejszała, a po rewolucji wielu z nich opuściło wyspę.
Polscy siatkarze w ostatnim meczu kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich pokonali gospodarzy turnieju - Chiny 3:2. Biało-Czerwoni już wcześniej zapewnili sobie przepustkę do Paryża, ale chcieli podtrzymać serię meczów bez porażki. Udało się. Mistrzowie Europy opuszczają Azję z kompletem zwycięstw!
Wszystkie narodowości przybywające do Stanów Zjednoczonych w połowie XIX wieku ulegały tej samej chorobie – gorączce złota. Chińczycy także okazali się na nią bardzo podatni. Kiedy w 1848 roku w Kalifornii odkryto złoto, mieszkało tam siedmiu Chińczyków. Zaledwie cztery lata później było ich tam dwadzieścia pięć tysięcy.
chiński smok. Jest to jedna z chińskich postaci mitologicznych o wielkim znaczeniu w wierzeniach kultury Wschodu, gdyż ma dla Chińczyków wielkie znaczenie, a mieszkańcy twierdzą, że chiński smok to istoty mitologiczne, które mają wielką moc wpływania na morze. Ziemia i powietrze i różne inne czynniki.
24:23. Było Sobie Życie - 8 UKŁAD ODDECHOWY. 26:15. Było Sobie Życie - 24 Łańcuch pokarmowy. Bajkowo. 3:29. Bylo sobie zycie - Czołówka filmu. Isreal Guy. 26:23.
4 najważniejsze lekcje, których powinniśmy nauczyć się od Chińczyków. Nie jest dużym odkryciem stwierdzenie, że sytuacja związana z wybuchem epidemii COVID-19 zmieniła dotychczasowe życie społeczeństw i funkcjonowania biznesów na całym świecie. Wie to niemal każdy, niezależnie w której części świata żyje i gdzie
Poszczególne obrzędy są przeprowadzane w różnych regionach Chin i wielu współczesnych Chińczyków przeprowadza pogrzeby według tradycji chrześcijańskich czy buddyjskich. Jednak ogólnie rzecz biorąc ceremonia pogrzebowa sama w sobie trwa siedem dni, żałobnicy ubierają się na pogrzeb w zależności od ich relacji ze zmarłym [2] .
R0b4. Autor: Wiesław Pilch Przedruk za uprzejmą zgodą Autora. Artykuł pierwotnie opublikowany na: Chcę dziś poruszyć problem największej budowli hydroenergetycznej na świecie. Nie znam dokładnych danych tej tamy. Na pewno nie jest najwyższa. W USA widziałem (na zdjęciu) tamy spiętrzające wodę do wysokości 400 m. A tu skromne 161 m. I nie wiem czy ta jest najszersza. Może. Fakt pozostaje faktem, że w wyniku zbudownia tamy powstał zbiornik wodny o wielkości nieco ponad 1000 km2. Taki np. prostokąt o bokach 20* 50 km. Na pewno znacznie większy od W-wy. I od Singapuru też. Jako że różni ekoterroryści i inni politycy - też terroryści - próbują zdyskwalifikować sam sens powstania tamy, spróbuje napisać o tym kilka słów. Zacząć trzeba od tego że sam projekt powstał ...w 1919r. Trochę dawno temu. A po co? To co teraz napiszę to rzecz oczywista ...dla Chińczyków, ale już na pewno nie dla skretyniałej częsci białych. Otóż od tysięcy lat Jangcy wylewa. I od tysięcy lat ludzie tracili domy, majątki i życie. Bo Jangcy wylewała. Więc kiedy skończyła się w Chinach epoka cesarstwa (1911), co inteligentniejsi Chińczycy myśleli, ze teraz zacznie się raj. A zaczął się taki burdel, że pod koniec lat 20 tych zeszłego wieku sądzono, iż na Chińczyków „przyszła kryska na Matyska”. Naród zaczął niknąć w oczach. Wymierać. Wiec to niekoniecznie był dobry czas na zajmowanie się stanem Jangcy. Później była okupacja japońska, a po niej wojna domowa w wyniku której doszli do władzy komuniści z Mao na czele. Mieli bardzo dziwne- delikatnie mówiąc- pomysły, ale wśród nich był jeden, który omal nie cofnął Chin do epoki kamienia łupanego. Na całe szczęście Mao umarł, ale rozsądni komuniści zostali. I zaczęli zamiatać po poprzednikach tak szybko, że aż się kurzyło. Z tego tumanu kurzu wyłonił się powtórnie projekt zapory na Jangcy. Dla każdego myślącego Chińczyka- szczególnie tego mieszkającego w okolicy rzeki- zapora na Jangcy to spełnienie marzeń o SPOKOJU. Mierzonym brakiem corocznych powodzi. Powtórzę mocniej to co jest najważniejsze! Jeśli jakikolwiek biały zaczyna gadać głupoty o tej zaporze, to niech naprzód cofnie się te 30-40 lat wstecz, niech przerzuci kroniki i sprawdzi co Jangcy potrafiło zrobić ze swoją okolicą. A przecież i w Polsce jest rzesza ludzi którzy przeżyli katastrofę „powodzi tysiącleci”, więc Ci ludzie dobrze wiedzą co oznacza przeżyć powódź. Tyle że u nas powódź była raz na tysiąc lat, a tam to się zdarzało rok w rok. Na pewno myśląc o tamie można zrobić rachunek zysków i strat. Bo jak w każdym wielkim, epokowym przedsięwzięciu są zyski i są straty. Do strat zaliczyłbym konieczność wysiedlenia ok. 1miliona 700 tysięcy ludzi. Tylko z okolic które miały być zalane. Tama kosztowała 58 mld. dolarów. Też nie w kij dmuchał. Zostało pod wodą kilkaset stanowisk archeologicznych - wszak pamiętajmy, że jest to obszar starożytnych Chin. To jest obszar aktywny sejsmicznie, więc tama jest obliczona na przetrwanie trzęsienia o kali w skali Richtera. A co jeśli będzie więcej? A więc starta w postaci strachu. Kolejną stratą jest to co się dzieje ostatnio. W wyniku zmian klimatycznych zaczynają się gigantyczne osuwiska ziemi. Jeśli skumulują się: trzęsienie ziemi i obfite deszcze które spowodują osuwiska- to może się zdarzyć tragedia wokół zapory i przy samej zaporze. Też koszt- strach. Kolejnym kosztem jest - biorąc pod uwagę ostatnie potencjalne zagrożenie - konieczność przesiedlenia kolejnych dziesiątków tysięcy ludzi w bezpieczniejsze miejsce. Bardzo często- już raz przesiedlonych. Oczywiście suma rocznych kosztów eksploatacji też nie jest bagatelna. Ostatnio mieszkańcy jednego z miast nad tamą pobili się z milicją, bo trzeba było wybudować rurociąg na odpompowywanie odpadów ze zbiornika. A mieszkańcy powiedzieli: NIE. I wygrali. W „komunistycznych” Chinach. Ciekawe, co? Słowem tych kosztów trochę się nazbierało. I to nie bagatelnych. I nie do przemilczenia. Prawdziwych. Realnych. Tyle, że są jeszcze zyski. O nich - szczególnie w „demokratycznych i pluralistycznych” mediach się nie wspomina. Bo trzeba by było zaprzeczyć samemu sobie. Jak wiadomo cały „cywilizowany inaczej” świat bije w Chiny jak w bęben, ponieważ są one największym- jak fama głosi- trucicielem wody, powietrza i gleby. Bo za dużo spala się węgla- a przecież Chińczycy powinni spalać to co trzeba importować, a nie to co mają swoje. (niech biorą przykład z Polaków). Więc skoro wybudowali zaporę która daje tyle elektryczności, że można by sprostać zapotrzebowaniu Szwajcarii lub Pakistanu na energię elektryczną, to ta energia zastępuje węgiel który trzeba by było spalić w kotłowniach. Tak, tylko przy takiej konstatacji trzeba by przyznać, że zapora daje również zyski. Oczywiści takie „drobiazgi” jak brak corocznych powodzi i brak ofiar w ludziach oraz majątku nikogo na tzw. zachodzie nie obchodzi. Wszak to „tylko” Chińczycy. Ich jest dużo, kilku mniej- kilku więcej- co za różnica. I to jest perfidia zachodniego sposobu myślenia. Bo gdy na tym zachodzie zdarzy się powódź, to robią z tego tragedię na miarę końca świata. Ale wracając do Chin- to jest zysk nie do przecenienia. No i tak doszedłbym do końca tej gawędy o Tamie Trzech Przełomów. Na pewno jeszcze o niej usłyszymy. Bo gdy tak czytam o tym co się tam dzieje gdy przybiera woda, to naprawdę nie chciałbym być w skórze tych ludzi którzy mieszkają w okolicy. Bo tama jest ZA MAŁA! Może inaczej. To rzeka jest gigantyczna. I masy wody są gigantyczne. Takich zapór powinno powstać kilka. Nie jedna. Ale przecież to jest jeden z tych obszarów Chin gdzie gęstość zaludnienia jest największa na świecie. Jak się patrzę czasami na fotografie miast wokół Jangcy podczas pory deszczowej- to ciarki mnie po plecach przechodzą. Drewniane domy na drewnianych palach. W nurcie rzeki. I domek przy domku i jeden na drugim. Matko Boska! To są dziesiątki i setki tysięcy ludzi. Gdzie ich podziać? Gdyby się miało budować kolejną zaporę to trzeba tym ludziom dać lokum. Przyzwoite. Z wyższym standardem niż to które teraz mają. A czy się zgodzą na przeniesienie? A ekoterroryści? A tzw. światowa opinia publiczna – która wprawdzie Chińczyków ma w dupie, ale przy okazji nowej zapory mogłaby wyartykułować swoje własne interesy. Tak że z Jangcy, zaporą i związanymi z tym problemami zetkniemy się jeszcze nie raz. Ale nie dajmy się zwariować. Chciałbym, aby władze w moim kraju tak dbały o swój naród, jak o swój dbają władze Chin. I to bez względu na powody tej dbałości - bo jest ich rój.
Głęboko wierzy w to, że poprowadzi biało-czerwonych na podium igrzysk w Tokio. 57-letni Ploch jest trenerem-obieżyświatem. Pracował w Kanadzie, USA, Australii, Wielkiej Brytanii, Chinach, Iranie oraz w Korei Południowej. Od kilku lat mieszka z żoną Chinką i z ośmioletnim synem Kevinem w Opolu. „Wyjechałem z Polski w roku 1988. Skończyłem studia trenerskie w Victorii w Kolumbii Brytyjskiej, zacząłem pracę w jednym z kanadyjskich klubów. Potem przyszły kontrakty w innych krajach” – wspomniał. Najdłużej, z przerwami łącznie przez dziewięć lat, szkolił zawodników w Chinach, gdzie odniósł największe sukcesy. W 2004 roku na igrzyskach w Atenach jego podopieczni Meng Guanliang i Yang Wenjun zdobyli złoty medal olimpijski w C2 500, a cztery lata później powtórzyli ten wyczyn w Pekinie. Do dziś są to jedyne chińskie medale olimpijskie w kajakarstwie. „Byłem drugim zagranicznym trenerem kajakarstwa w całych Chinach. Miesiąc przede mną przyjechał kolega z Węgier. Nie wszyscy potrafili się jednak dostosować do zupełnie innej niż nasza mentalności Chińczyków. Wychowałem się w PRL. Gdy nauczyciel wchodził do klasy, wszyscy wstawali i witali go. Coś podobnego widziałem w Chinach w kadrze narodowej. Przed treningiem zawodnicy stali w szeregu i kapitan drużyny składał mi meldunek o gotowości do rozpoczęcia ćwiczeń. Potem gęsiego maszerowali na zajęcia. Oni mają dyscyplinę we krwi. Niektórzy trenerzy zagraniczni próbowali to zmienić i efekt był odwrotny – niezrozumienie ze strony Chińczyków, pojawiały się tarcia między szkoleniowcami a liderami kadry, którzy zmian sobie nie życzyli. Ja musiałem te zwyczaje uszanować i w jakimś stopniu zrozumieć” – opowiadał. Mimo to Ploch próbował pewnych modyfikacji podczas treningów. „Byłem pierwszym trenerem, który wprowadził muzykę podczas ćwiczeń na siłowni. Wcześniej nie pozwalano na takie dziwactwa. Im więcej odnosiliśmy sukcesów, tym łatwiej było uzyskać zgodę na wprowadzenie nowinek do treningów. Ale jednocześnie obserwowano mnie, pilnowano, bym nie dał zawodnikom zbyt wiele luzu” - dodał. Chińscy kajakarze trenują praktycznie przez cały rok w trzech ośrodkach w kraju: jeden znajduje się pod granicą rosyjską w Mandżurii, drugi to Qiandao, czyli „Jezioro Tysiąca Wysp”, olbrzymi akwen około 400 km na południe od Szanghaju, a trzeci leży na wysokości 2 tys. metrów w prowincji Junan. „Pracowałem w tych ośrodkach, ale potem odkryłem jeszcze jedno miejsce, moje ulubione. Było to jezioro Goan w prowincji Jianxi, w południowo-wschodniej części kraju. Baza jednego z moich mistrzów olimpijskich, odległa o 50 km od najbliższego miasteczka. Byliśmy kompletnie odizolowani, ale mieliśmy fantastyczne warunki. Tylko ja, moi zawodnicy i trenerzy oraz motorówka policyjna. Nikt inny nie miał prawa pływać po tym ogromnym jeziorze”. Porównując predyspozycje do uprawiania kajakarstwa Chińczyków i Polaków, Ploch nie ma wątpliwości, że większym potencjałem dysponują jego rodacy. „Chińczycy są natomiast bardziej zdyscyplinowani, umotywowani i uprawiają kajakarstwo dla nagród, pieniędzy, by ułożyć sobie życie po zakończeniu kariery. Nie widziałem w nich zamiłowania do kajaków, pasji, w odróżnieniu od naszych zawodników, którzy często, mówiąc górnolotnie, kochają sport” - ocenił. Po ostatnim kontrakcie w Korei Południowej powrócił do Polski w 2012 roku. Nie otrzymał propozycji pracy w kadrze, choć był pytany nieoficjalnie przez „różne osoby”, czy zgodziłby się objąć tę funkcję. We Wrocławiu i w Opolu, gdzie obecnie mieszka, szkolił Mateusza Zuchorę, Piotra Kuletę i Marcina Grzybowskiego. Dwójkę Kuleta - Grzybowski przygotowywał do mistrzostw świata w 2015 roku jako trener współpracujący z kadrą. W grudniu ubiegłego roku wygrał konkurs na trenera reprezentacji. W kadrze znalazło się 12 zawodników (trzech innych powołanych odmówiło współpracy z Plochem). Najmłodsi mają po 20 lat, najstarszym jest 38-letni Grzybowski. Ploch lepiej poznał nowych podopiecznych na zgrupowaniu w Szklarskiej Porębie. Zaaplikował im ciężkie treningi na siłowni, biegi na nartach. W lutym kadrowicze wyjechali na obóz do Sao Domingos w portugalskiej prowincji Algarve. „Ciężkie treningi? Widziałem, jak się na świecie trenuje. Australijczyk Ken Wallace, mistrz olimpijski, na jednym treningu potrafił przepłynąć 1000 metrów w ostrym tempie... dwadzieścia razy, tam i z powrotem, i tylko jego sparingpartnerzy się zmieniali. Jak moi zawodnicy przepłynęli osiem razy 1000 metrów, to był już wielki płacz. U nas to jest zabawa, proszę pana” - podkreślił. Ploch jest przekonany, że jego podopieczni stopniowo przyzwyczają się do cięższych treningów. Pod warunkiem, że będą widzieć rezultaty swojej pracy. Niektórzy już je zobaczyli. „W Portugalii, po trzech tygodniach zasuwania, część kadrowiczów pobiła swoje rekordy na 1000 metrów, mimo że woda na tym dość płytkim jeziorze jest ciężka. Już chłopaki widzą owoce swojej pracy. A to dopiero początek” - stwierdził. Nowy trener kadry nie patrzy w metrykę, nie skreśla szans weterana Grzybowskiego na wyjazd na igrzyska w Tokio. „Podczas olimpiady w Pekinie, oprócz złotej dwójki Meng Guanliang i Yang Wenjun, miałem drugą, startującą na 1000 metrów, składającą się z zawodnika 19-letniego i 40-letniego. Zabrakło im do brązowego medalu ułamków sekundy. Nie widzę więc powodów, by rezygnować z Grzybowskiego, chyba że on sam przyjdzie do mnie i powie, że nie daje już rady” – wspomniał. Ploch zaapelował o to, by dano mu czas na spokojną pracę. „Proszę nie oczekiwać ode mnie wielkich wyników już w tym sezonie. Meng i Yang zajmowali 18. miejsce na świecie, gdy zaczynałem z nimi pracę. Doprowadzenie ich do złota olimpijskiego zajęło dokładnie 30 miesięcy. Proszę więc o trochę cierpliwości” – zaznaczył. Na igrzyskach w Tokio w 2020 roku kanadyjkarze będą walczyć o tylko dwa komplety medali: w C1 1000 oraz w C2 1000. Zmodyfikowano program po to, aby włączyć doń konkurencje w kanadyjkach kobiet, które w stolicy Japonii będą miały swój olimpijski debiut. „Gdybym nie wierzył, że Polacy mogą zdobyć medal w Tokio, to nie podjąłbym się tej pracy. Będziemy tam walczyć o medale” – podkreślił Ploch. Rozmawiał Artur Filipiuk
Dawno, dawno temu, stała pusta świątynia na odległej górze. Pewnego dnia zaszedł tam młody mnich. Widząc niezamieszkaną świątynię, wyczyścił ją dokładnie i osiadł w niej. Codziennie zgłębiał sutry, medytował i utrzymywał ją w dobrym stanie. Każdego dnia zbierał również wodę z rzeki u podnóża góry. To było proste życie w pokoju i na górzePewnego dnia przybył inny mnich. Był chudy i wysoki. Przeszedł długą drogę i był bardzo spragniony. Wszedł do świątyni i poprosił młodego mnicha o coś do picia. Gospodarz zaprowadził go do dużej beczki, wziął kielich zapełniwszy wcześniej wodą i podał mu. Wysoki mnich wypił wszystko za jednym razem. Jednak kielich nie wystarczył i wypił jeszcze kilka, zanim całkowicie zaspokoił pragnienie. Teraz młody mnich zajrzał do beczki. Wpadł we wściekłość, ponieważ prawie nie było wody. Przyniosłem wodę z daleka, powiedział wysokiemu mnichowi. Teraz, gdy wypiłeś tak dużo, musisz iść i przynieść dla mnie trochę, zażądał, przekazując mu kij i dwa wysokiego mnichaJego słowa zawstydziły chudego mnicha, który od razu podniósł wiadra. Zrobił kilka kroków, jednak odwrócił się i powiedział: Wziąłem tylko pół baryłki wody, dlaczego mam nosić dwa wiadra dla ciebie? To niesprawiedliwe. Nie pójdę – powiedział do młodego mnicha, a więc obaj mnisi wdali się w kłótnię i żaden z nich nie chciał ustąpić. Nie znaleźli rozwiązania, usiedli odwróceni do siebie plecami i zaczęli ostentacyjnie intonować powoli zachodziło. Minęło pół dnia, a mnisi i nie mieli wody do picia, chociaż obaj odczuwali pragnienie w tak gorący dzień. Wtedy młody mnich wpadł na pomysł. Chodźmy i przynieśmy ze sobą trochę wody razem. Wysoki mnich się zgodził. Podniósł drążek do noszenia i wiadro, ruszyli. Zaczekaj – powiedział młody mnich. Wbiegł do świątyni i wyszedł z linijką. Zmierzył ostrożnie drążek i zrobił znak pośrodku. Zawieźmy tutaj wiadro, abyśmy oboje nieśli ten sam ciężar. Obaj wyruszyli z wielką z warzywamiWysoki mnich także zamieszkał w świątyni. Każdego dnia obaj siedzieli obok siebie, by medytować i intonować sutry. Czyścili pomieszczenia i przynosili wodę razem. Zaczęli uprawiać kawałek ziemi, aby hodować warzywa. Równie dzieląc się wszelkimi pracami. Żyli ze sobą w dnia do świątyni przyszedł gruby mnich. Zmęczony i spragniony, przyszedł odpocząć i poprosić o wodę do picia. Po dotarciu do beczki zaczął pić jak ryba. W mgnieniu oka wypił całą wodę. Młody mnich i wysoki wpadli we wściekłość. Teraz, kiedy zużyłeś już wodę, musisz przynieść dla nas trochę – powiedzieli trzeciemu. Nie wydając ani jednego słowa, gruby mnich poszedł do rzeki i przyniósł z powrotem dwa wiadra wody. Jednak zmęczony i spragniony pracą, natychmiast wypił całą wodę, którą właśnie wlał do trzech mnichówMnisi spojrzeli na siebie, nie mając pojęcia, co dalej robić. Musisz znowu iść – młody mnich i szczupły powiedzieli grubemu. Nowy przybysz się nie zgodził Nie ma mowy! Nie jestem waszym wodnym dostawcą! Trójka popadła w kłótnię i na koniec nawet przestali na siebie patrzeć. Wkrótce miało zrobić się ciemno, a mimo to w beczce nie było ani kropli wody. Żaden z trójki nie poszedł po wodę, chociaż wszyscy byli dwa dni. Wszyscy trzej mnisi byli ogromnie spragnieni. O zmierzchu nagle rozległ się grzmot. Nadchodził deszcz! Rozradowani mnisi podnieśli miseczki, chochle i wiadra i wybiegli ze świątyni, mając nadzieję zebrać trochę deszczówki, aby zaspokoić swoje pragnienie. Ku ich rozczarowaniu silny wiatr podniósł się i rozgonił ciemne chmury. Nie spadła ani jedna na deszczZawiedzeni mnisi wrócili i usiedli w świątyni liżąc swoje popękane usta. Pragnienie powodowało zawroty głowy i pozbawiło ich energii do intonowania sutr. Nie mieli siły aby posprzątać salę modlitewną i pracować w ogródku. Nadeszła noc. Trzej mnisi siedzieli bezmyślnie wokół słabo oświetlonej lampy naftowej. Szczur zakradł się do ich pokoju. Ale żaden z nich nie zadał sobie trudu, by go odepchnąć. Szczur stał się bardziej odważny, ponieważ nie spotkał się z reakcją mnichów. Podskoczył w stronę lampy, gotów wykraść z niej odrobinę oliwy. Przypadkowo ją strącił i podpalił sukno, które zakrywało stół z kadzidłami. Ogromny ogień zaczął rozprzestrzeniać się po całej Ogień! Zaskoczeni mnisi rzucili się, by z nim walczyć. Ale w beczce nie było wody. Co mogli zrobić? Jedynym sposobem było sprowadzenie wody z rzeki u podnóża góry. Każdy podniósł wiadro i zbiegli po zboczu góry. Nikt nie śmiał być leniwy, nawet na sekundę. Widząc, że młody mnich biegł trochę wolniej, wysoki pomógł mu, przejmując jego ładunek, aby mogli poruszać się szybciej. Tymczasem gruby mnich niósł ze sobą dwa śmiechW końcu zgasili ogień, a świątynia została uratowana. Z trudem łapiąc oddech, trzej mnisi padli na ziemię. Spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Podczas pożaru ich twarze poczerniały od dymu i teraz jedyne, co mogli zobaczyć, to mrugające oczy. Wypadek z pewnością nauczył ich czegoś nie będą już zaniedbywali swoich obowiązków. Codziennie intonowali sutry, siedzieli pogrążeni w medytacji, czyścili pokoje w świątyni i pracowali razem na działce pełnej warzyw. Byli pewni, że będą sobie wzajemnie pomagać i na zmianę przynosić wodę z rzeki. Od tego czasu beczułka zawsze była pełna Chodak霍达克 彼得 / Stronę CHINY to LUBIĘ stworzyłem z pasji do Chin, nowych technologii i dziennikarstwa. Dzięki temu już od 2013 r. udaje mi się prowadzić przestrzeń dla miłośników Państwa Środka. / Adres e-mail: @
Download Free PDFDownload Free PDFP. PolonistyczneThis PaperA short summary of this paper37 Full PDFs related to this paper
make party, have fun, still live 2011/08/14 « następne poprzednie » Parametry zdjęcia Producent: Canon Model: Canon DIGITAL IXUS 95 IS Migawka: 1/60 sec Przesłona: f 2,8 Ogniskowa: 6,2 mm Flash: Red Eye, Auto-Mode ISO: 500 Informacje o wpisie Numer wpisu: 66 Data dodania: 2011/08/14 01:02:54 Komentarzy: 0 Fajne0 z Łukaszkiem ;***osiemanstka jak najbardziej udana! Z takimi ludźmi można na księżyc i z powrotem. <3 wakacje się już powoli kończą, niestety. ale końcówke trzeba będzie wykorzystać w stu procentach! ;o będziemy się starać! ;d Było sobie trzech Chińczyków:Jaksa,Jaksa Draksa,Jaksa Draksa sobie trzy Chinki:Cypka,Cypka Drypka,Cypka Drypka i oni się pobrali:Jaksa z Cypką,Jaksa Draksa z Cypką Drypką,Jaksa Draksa Droni z Cypką Drypką na taką chwilę, kiedy zrozumiesz swoje błędy i po prostu przeprosisz! Najnowsze wpisy 09/02/2014 17:15:37 19/01/2014 21:59:00 11/01/2014 17:47:25 09/01/2014 22:12:52 01/01/2014 22:14:28 25/12/2013 20:40:51 22/12/2013 19:25:57 17/12/2013 19:00:20 Wszystkie wpisy Wpisy obserwowanych honeyyyy xronix tiredsoul xszpadyzorx kokoszkaa truskawkowyshakex3 backto2009r aloonee Wszyscy obserwowani
było sobie trzech chińczyków